środa, 5 czerwca 2013

O miłości do końca...

      Kilka lat temu gdy byłem jeszcze gówniarzem napisałem wiersz. Do dzisiaj często go sobie czytam. Strasznie mi się podoba. Chyba najlepszy wiersz jaki napisałem. Co mnie natchnęło do napisania go? Pierwsze dwie części napisałem by pokazać jak trudną pracą jest zawód rybaka. Ciężka, niebezpieczna i daleko od rodziny. Po napisaniu tych części doszło do tragicznych wydarzeń. Najpierw zmarła babcia, która zachorowała na raka. Po tych cierpieniach które przeżywała, mogę stwierdzić że śmierć nie jest łatwa. Umierać trzeba umieć. W ostatnich godzinach jej życia prawdopodobnie błagała już o śmierć. Modliła się słowami które do dziś utknęły mi w pamięci: "Jezu litości miej, nie odrzucaj córeczki swej". Nawet te cierpienia nie pozwoliły jej zwątpić w Boga. Po dwóch latach od tamtego dnia zmarł dziadek. Trafił do szpitala na grypę. Jako że był okres Bożego Narodzenia wielu lekarzy miało wolne. Jakimś cudem zwykła choroba przeobraziła się w ostateczne odliczanie. Nie chcę już teraz wnikać w to kto popełnił błąd. Nie mówiłem tego wtedy, więc teraz zamilknę. Traktowanie jednak dziadka nie należało do najprzyjemniejszych.
Ostatecznie jednak wrócił do domu. Było już pewne, że szpital nic nie zrobi i że dziadka czeka jedno - śmierć. Zmarł. Wydarzenia te choć smutne dały mi dużo do myślenia. Napisałem część trzecią i czwartą wiersza. Tym chciałbym im oddać hołd za to jak żyli, jakimi byli ludźmi i jak wychowali swoje dzieci. Trafili na ciężkie czasy. Do samego jednak końca się kochali. Wydaje mi się że tyle sił do życia dawała im właśnie ta miłość do siebie i dzieci. Potrafili przeżyć wojnę ale i nie poddać śmierci. Przeżyli to czego my młodzi pewnie byśmy nie potrafili. Tutaj "chowają się" wszystkie wymyślone historie o romantycznej miłości, dramaty. Dziadkowie to wszystko przeżyli. Rozłąki. Bóle. Cierpienia. Łzy. Ale i szczęścia. Piątą część napisałem już tak przy chwili natchnienia. Nawiązuje do wydarzeń z części pierwszej i drugiej. Wszystkie te części napisane w różnych odstępach czasu postanowiłem połączyć w jedną całość. Nie wiem jak wiersz wypada od strony stylistycznej i tak dalej, jednak błędy te uznałbym za najmniejszy problem. Skupiłem się na treści. 








Rybak – rodzina i praca,

czyli to co kocham


 
Bądź dobrym człowiekiem a będziesz na świecie nawet gdy Ciebie już tu nie będzie.
Na zdjęciach, w książce i w sercach ludzi…
              
                                                                           Dla babci i dziadka...
                                                        I
To nie był maj, czerwiec ani lipiec.
Czas czasami wolniej albo szybciej musi biec.
To był marzec… miesiąc jeszcze chłodny.
Nie jeden człowiek wtedy głodny
szuka gorącego kominka, schronienia i jedzenia.
Czegoś, byle czego do przegryzienia.
Dwaj mężczyźni, nie będący rodziną,
jak brat z bratem z uśmiechniętą miną
o wczesnej porze, gdy reszta jeszcze spała.
O godzinie gdy kogutowa o pianiu jeszcze nie myślała
ubrali się w śmierdzące płaszcze.
Nałożyli wielkie kalosze na nogi jeszcze
i wyszli ze swych domów z uśmiechem
Z wielką radością, zadowoleniem.
Lecz prawdą było, że w domach było im dobrze,
bo tam jest babcia, która zawsze pomoże,
tam jest żona kochająca i zawsze piękna,
najpiękniejsza ze wszystkich kobiet, cudna.
Tam są dzieci, które wołają „Tato, tato”,
jest ich tylko piątka, a jakby ich było wielkie stado.
Mężczyźni spotkali się w porcie,
poprawili sobie wełniane gacie
i wsiedli do łódki, odpłynęli na wody…
Teraz przed nimi będą same trudy…
                                                                       II
Kobiety już w domach kolację szykują,
na powrót męża się przygotowują.
Dochodzi już wieczór, ciemno się robi…
Czas leci, a wszyscy przy stole czekają głodni.
Ojciec przy stole być musi,
bo kto inny modlitwę odmówi…
Kobiety pięknie ubrane,
suknie długie wyszywane.
Babcia w bujanym fotelu z krzyżykiem w ręce,
a na stole stos śpiewników w zakurzonej teczce.
Tu chłopiec w oknie wypatruje tatusia,
a tam dziewczynka z mamusią gra w „Piotrusia”.
Czas płynie szybko,
„oni już powinni wracać, być blisko”
-myślą kobiety.
Denerwują się, wychodzą, zakładają berety.
Na zewnątrz zimno
i strasznie już ciemno.
Dziś nie jest tak jak zawsze…
Kobiety poczuły się nagle jakby starsze.
Tyle lat, dzień w dzień mężowie wracali razem,
równo z czasem, czasami przed czasem.
Dziś… tak już nie było…
Coś się zmieniło.
Kilka godzin później,
gdy stało się jeszcze zimniej,
ktoś zapukał do drzwi domku…
Kobieta coś gotowała w garnku,
lecz usłyszawszy to pobiegła otworzyć drzwi.
Patrzy… widzi …
Mąż wrócił…
Łódkę w sztormie stracił,
ale on i Jego przyjaciel są cali i zdrowi.
Oboje na dalsze życie gotowi.
                                                                       III
Mężczyzna i kobieta stali się dziadkami,
stali się już emerytami.
Oboje nadal kochali tak samo swoje rodziny.
Zawsze, ale to zawsze mieli uśmiechnięte miny.
Wspominali często swe dziecięce czasy,
Kiedy to nienawidzono czarnej rasy,
kiedy to była straszna wojna,
kiedy każda osoba była głodna,
kiedy pieniądze miał tylko wysoko postawiony,
a każdy dobry Polak był własną krwią zakrwawiony… 
Ciężkie były czasy młodości,
lecz na starość przyszły czasy obfitości…
W sklepie… wszystko… wszędzie…
Teraz mało kto żyje w biedzie.
Mężczyzna ten pracował też w domu całymi dniami,
tu rąbał drzewo, a potem po lesie ganiał za grzybami.
Kobieta ta zajmowała się dziećmi
i wszelkimi w domu porządkami…
Dom wielki stał pod ogromnym drzewem kasztanowym
i świat był w nim pięknem przepięknym.

                                                                       IV
Odeszli…
Do innej krainy przeszli…
Lecz są tu nadal z dziećmi już dorosłymi,
kiedyś takimi małymi , teraz dużymi.
Pozostali w sercach i na zdjęciach.
Pozostali w myślach i wspomnieniach.
Nie da się wyrazić w słowach ich dobroci.
Ich uśmiechów, żartów i miłości.
                                                                       * * *
Zły człowiek pozostaje jedynie na papierze,
pojawia się, robi coś i znika jak zwierze.
Przeczytasz o nim w książce od historii,
i polecisz być może do pracy do Mongolii,
gdzie już książki tej mieć nie będziesz…
A serce swe zawsze ze sobą wszędzie zabierzesz.
A w sercu tym nie ma miejsca dla złego.
Tam jest miejsce tylko dla człowieka dobrego.
V - Napisano: rok 2011     
                                                                       V
                                                           …na morzu
Na szczęście było nas dwóch.
Poczułem wiatru lekki podmuch.
Wtedy w oddali usłyszałem dźwięk straszny.
Był taki groźny lecz niewyraźny.
Buuum… piorun uderzył w wodę.
Zerwałem się na nogi, chwyciłem za brodę.
Huk! Burza z każdą sekundą była coraz bliżej…
Nagle spojrzałem się wyżej.
Chlup.. Na twarz spadła mi kropla mała.
A za chwilkę nie wiadomo skąd ulewa się straszna zerwała.
W dodatku mgła była okropna.
Buuum.. uderzyła w burtę nas fala ogromna.
Zerwał się sztorm wielki…
Fala za falą biła łódkę, straszne męki…
W końcu podmuch wiatru i cios fali podzielił łódkę na dwie połowy ..
Wpadliśmy do wody, mocząc się od stóp po głowy.
Brr… Woda zimna, marcowa…
Nagle zaniemówiłem, stałem się jak niemowa.
Podpłynął do nas duży kuter z rybakami.
Zaczęli rzucać długimi linami.
Wciągnęli nas na pokład.
Podali nam smaczny obiad.
Uratowali nas i zaopiekowali się nami.
Wróciliśmy więc do domu z pełnymi brzuchami.
Nie jest stratą stracić jakąś rzecz.
W walce o życie, rzeczom mów „precz”!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz